myślę, że istnieje pozytywna korelacja między byciem złym w śpiewaniu/tanecie a byciem złym człowiekiem. nie mam na myśli tego w bardzo technicznym sensie (jak posiadanie idealnego słuchu czy bycie klasycznie wykształconym). chodzi o sceptycyzm wobec ludzi, którzy nie potrafią w jakiś sposób poczuć i improwizować do muzyki (jak harmonizowanie na poczekaniu czy po prostu podstawowy ruch). muzyka jednoczy ludzkość, a jeśli nie potrafisz się do niej dostosować, nie sądzę, że w pełni uczestniczysz w ludzkim doświadczeniu. często kończymy z tymi niedopracowanymi próbami naśladowania radości z muzyki od ludzi, którzy nie potrafią w prawdziwy, szczery sposób zaangażować się w muzykę. w ten sposób doszliśmy do rzeczy takich jak techno i rave.